Oglądaliście "Adrenalinę"? To film o mężczyźnie, który w czasie jednej ze swoich samotnych wypraw, wpada do przepaści. Oprócz tego kamień przygniata mu rękę, co powoduje, że sytuacja robi się naprawdę kiepska. Przez cały film bohater kombinuje jak się uwolnić, dodatkowo mierzy się z własnymi myślami.
Kiedy sięgnęłam po powieść Stephena Kinga "Gra Geralda" od razu przypomniał mi się tamten film. Główną bohaterką książki jest Jesse Burlingame, która wraz ze swoim mężem Geraldem, wyjeżdża do domku letniskowego nad jeziorem Kashwakamak, aby w spokoju oddawać się seksualnym zabawom z kajdankami w roli głównej. Jednak chwilę po tym, jak Jesse zostaje przykuta do łóżka, Gerald umiera i kobieta zostaje sama. Musi szybko wykombinować jak się uwolnić, inaczej umrze. Sytuacja staje się o wiele bardziej przerażająca, kiedy do domku wchodzi bezpański, wygłodniały pies i zaczyna pożywiać się ciałem Geralda.
I to jest cała fabuła. Jesse kombinuje i kombinuje, w międzyczasie okazuje się, że słyszy głosy. Tak, głosy. Ok, w takiej sytuacji, kiedy jesteś sam jak palec, z perspektywą rychłej śmierci, każdy może zwariować. Jednak z powieści wynika, że Jesse te głosy słyszy już od jakiegoś czasu. Jeden to głos Dobrej Żony - ten jest uległy i nie sprzeciwia się sytuacjom. Drugi to głos Ruth - przyjaciółki Jesse z czasów studenckich, osoby, która zawsze robiła to, co chciała. Jesse prowadzi z nimi dwiema ożywione rozmowy, a nawet kłótnie. Na szczęście, czyta się to bardzo dobrze.
Sytuacja opisana w książce jest przerażająca. Kiedy jesteś przykuta do łóżka, szklanka wody stojąca na półce, jest nieosiągalna. Tak samo jak klucze do kajdanek - choć leżą na komodzie, równie dobrze mogą być na innej planecie. Jesse jednak się nie poddaje - kombinuje i kombinuje, aby najpierw napić się wody, a potem się uwolnić. A pomiędzy kolejnymi próbami pogrąża się we wspomnieniach. I tutaj bardzo często przewija się wspomnienie tego, co zdarzyło się między Jesse i jej ojcem w domku letniskowym nad jeziorem Dark Score, w dniu zaćmienia. I to wspomnienie okazuje się kluczowe.
Stephen King jest świetnym pisarzem i udało mu się dźwignąć temat. W dodatku ja, czytając tę książkę, cały czas spodziewałam się, że pojawi się coś strasznego i nadprzyrodzonego :) Nic podobnego. Owszem, strasznie jest, jednak tutaj bohaterka musi stawić czoło samej sobie i własnej przeszłości. Co jakiś czas pojawia się wzmianka na temat dnia zaćmienia, co umiejętnie rozbudziło moją ciekawość. A kiedy w końcu dowiedziałam się co takiego wtedy się wydarzyło, było mi łatwiej zrozumieć Jesse. Nie dziwi mnie, dlaczego nie chciała o tym mówić i dlaczego ukrywała to tak głęboko w sobie. I choć w trakcie czytania, można się domyślać o co chodzi, sam opis tego zdarzenia jest wstrząsający.
Autor dobrze oddaje to co się dzieje w umyśle Jesse - osoby uwięzionej, walczącej z mroczną przeszłością. Bardzo dobrze opisał jej przerażenie, brak nadziei, chwile załamania i wiele innych emocji. Opisy tego jak Jesse kombinuje, by się uwolnić czytało się dobrze. Właśnie. Dobrze.
Bo mimo tego, że książka jest napisana dobrze, tak, że można się wciągnąć, ja uważam ją za średnią. Nie było w niej tego czegoś, co sprawiło, że bez reszty zapomniałam o wszystkim. Owszem, niektóre opisy czytało się z napięciem, jednak uważam, że to jedna ze słabszych książek Kinga. I myślę, że gdyby nie nazwisko na okładce, nawet bym po nią nie sięgnęła.
Kiedy sięgnęłam po powieść Stephena Kinga "Gra Geralda" od razu przypomniał mi się tamten film. Główną bohaterką książki jest Jesse Burlingame, która wraz ze swoim mężem Geraldem, wyjeżdża do domku letniskowego nad jeziorem Kashwakamak, aby w spokoju oddawać się seksualnym zabawom z kajdankami w roli głównej. Jednak chwilę po tym, jak Jesse zostaje przykuta do łóżka, Gerald umiera i kobieta zostaje sama. Musi szybko wykombinować jak się uwolnić, inaczej umrze. Sytuacja staje się o wiele bardziej przerażająca, kiedy do domku wchodzi bezpański, wygłodniały pies i zaczyna pożywiać się ciałem Geralda.
I to jest cała fabuła. Jesse kombinuje i kombinuje, w międzyczasie okazuje się, że słyszy głosy. Tak, głosy. Ok, w takiej sytuacji, kiedy jesteś sam jak palec, z perspektywą rychłej śmierci, każdy może zwariować. Jednak z powieści wynika, że Jesse te głosy słyszy już od jakiegoś czasu. Jeden to głos Dobrej Żony - ten jest uległy i nie sprzeciwia się sytuacjom. Drugi to głos Ruth - przyjaciółki Jesse z czasów studenckich, osoby, która zawsze robiła to, co chciała. Jesse prowadzi z nimi dwiema ożywione rozmowy, a nawet kłótnie. Na szczęście, czyta się to bardzo dobrze.
Sytuacja opisana w książce jest przerażająca. Kiedy jesteś przykuta do łóżka, szklanka wody stojąca na półce, jest nieosiągalna. Tak samo jak klucze do kajdanek - choć leżą na komodzie, równie dobrze mogą być na innej planecie. Jesse jednak się nie poddaje - kombinuje i kombinuje, aby najpierw napić się wody, a potem się uwolnić. A pomiędzy kolejnymi próbami pogrąża się we wspomnieniach. I tutaj bardzo często przewija się wspomnienie tego, co zdarzyło się między Jesse i jej ojcem w domku letniskowym nad jeziorem Dark Score, w dniu zaćmienia. I to wspomnienie okazuje się kluczowe.
Stephen King jest świetnym pisarzem i udało mu się dźwignąć temat. W dodatku ja, czytając tę książkę, cały czas spodziewałam się, że pojawi się coś strasznego i nadprzyrodzonego :) Nic podobnego. Owszem, strasznie jest, jednak tutaj bohaterka musi stawić czoło samej sobie i własnej przeszłości. Co jakiś czas pojawia się wzmianka na temat dnia zaćmienia, co umiejętnie rozbudziło moją ciekawość. A kiedy w końcu dowiedziałam się co takiego wtedy się wydarzyło, było mi łatwiej zrozumieć Jesse. Nie dziwi mnie, dlaczego nie chciała o tym mówić i dlaczego ukrywała to tak głęboko w sobie. I choć w trakcie czytania, można się domyślać o co chodzi, sam opis tego zdarzenia jest wstrząsający.
Autor dobrze oddaje to co się dzieje w umyśle Jesse - osoby uwięzionej, walczącej z mroczną przeszłością. Bardzo dobrze opisał jej przerażenie, brak nadziei, chwile załamania i wiele innych emocji. Opisy tego jak Jesse kombinuje, by się uwolnić czytało się dobrze. Właśnie. Dobrze.
Bo mimo tego, że książka jest napisana dobrze, tak, że można się wciągnąć, ja uważam ją za średnią. Nie było w niej tego czegoś, co sprawiło, że bez reszty zapomniałam o wszystkim. Owszem, niektóre opisy czytało się z napięciem, jednak uważam, że to jedna ze słabszych książek Kinga. I myślę, że gdyby nie nazwisko na okładce, nawet bym po nią nie sięgnęła.
Swego czasu zaczytywałam się w Kingu, teraz to już rzadkość. Jednak chce sięgnąć po tę książkę, może kiedyś mi się to uda. Ciekawa recenzja, pozdrawiam Marta wśród książek
OdpowiedzUsuńNiestety King i ja nie nadajemy na tych samych falach jeśli chodzi o książkę. Z kolei adaptacje jego powieści bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńA probowalas czytac "Zielona Mile"? Ta ksiazka jest swietna i co jakis czas do niej wracam. Film jest rownie dobry co ksiazka, ale niestety pewne wątki pomija. Ja od "Zielonej mili" zaczelam przygode z Kingiem :)
UsuńNi znam filmu, o którym pisałaś na początku. Czytałam trzy książki Kinga - dwie bardzo mi się podobały, jedna niesamowicie mnie zmęczyła. Nie wiem, czy chcę sięgnąć po tę.
OdpowiedzUsuńTo nie sięgaj :) on ma inne, lepsze książki :) ta tez może cię zmęczyć...
UsuńPróbowałam się kilka razy przekonać do twórczości Kinga. Groza mnie nie przekonała, fantastyka póki co tak :)
OdpowiedzUsuńA ja wręcz przeciwnie - uwielbiam grozę w jego wydaniu :)
UsuńCzy tylko mi Gerald skojarzył mi się z Wiedźminem?
OdpowiedzUsuńOj, nie tylko tobie :)
UsuńNiezbyt lubię czytać thrillery i horrory, więc odpuszczę sobie chyba czytanie tej pozycji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Podejrzewam, że ksiażka jest fascynująca! King przez lata mnie odrzucał, choć obejrzałam kilka filmów na motywach jego powieści i filmy były genialne! Zastanawiam się tylko, czy mam ochotę sama się straszyć i czy sposób prowadzenia fabuły przypomina powieści mojego ulubionego Jonathana Carolla.
OdpowiedzUsuń